9.10.2015

człowiek z kamienia

No i cześć, no i chuj. Doprecyzowano niedopowiedzenia. Opowiedziano zakurzone. Przywołano zapomniane. Zdarzają się sploty sytuacji tak cholernie niepotrzebne i dziwne, że nie wymyśliłby ich nawet Lem. Serio, był fantastą? I niby wszystko ok, ale kurwa! Dlaczego tak bardzo musiałam mieć rację? 

Eeee? Daj spokój, wszystko to nic! Dużo gorzej jak YouTube puści Ci przypadkiem Rycha Peję. To jest dramat, a nie jakieś tam zaszłe chuje muje. Chuje. 

18.06.2015

nieletnia jeszcze duchota

Byle móc zamknąć oczy. Wtopić się w dźwięki. Zapomnieć słowa. Nie widzieć twarzy. Fochy. Pierdziochy. Kurwa mać. Zajmij się sobą, błagam, zajmij się sobą. Daj pooddychać. 

Niech sobie pada. Niech sobie grzmi. Niech sobie płynie.

Projekt półmaraton:
Przebiegam na luzaku 4 km. Więcej nie próbowałam. Chce mi się palić. Odczuwam stres. 



10.06.2015

nowy projekt

Długo mnie nie było. Dawno i nieprawda. Srutututu. Czasu za mało. Mgnienie oka. Bo praca, bo fuchy na boku, bo taniec, bo czeski, bo imprezy, bo jaranie, bo brak jarania, bo znajomi, bo miłość. Plus lekki brak weny. Jak się człowiek do cna rozliczy sam ze sobą i odnajdzie w środku błogość spokojem kipiącą, to gdzieś tam na skraju słów czai się banał. A ja nie lubię banału, chociaż uciec od niego nie sposób, zwłaszcza w szczęściu. Chyba dlatego czasem lubię ogarnąć sobie na boku jakąś małą histerię, zbesztać świat i siebie samą, zamieszać w szklaneczce z uśmiechniętą codziennością, wyjąć gromy z kieszeni. Kocham chaos. Od czasu do czasu. Tfu za daleko. Brakuje mi słów, ale boję się śmieszności na tyle, że nie odważę się chyba na bezczelną głębię. Rozważam pamiętnik, w którym wszystkie chwyty dozwolone. Nawet te poniżej wszelkiej krytyki, niesmaczne dla filologów i filolożek - jakby, kurwa, była jakaś różnica...

Drogi pamiętniku!

Moje życie właśnie osiągnęło punkt przyjemnie niekrytyczny. W ciągu ostatnich kilka lat zrealizowałam styczniowe postulaty z roku 2012:
1. Skończyłam podyplomówkę i magisterkę na drugim kierunku. Jestem obecnie tak kurewsko dobrze wykształcona, że zupełnie nie wiem, dlaczego wciąż jaram się plotkami z Pudelka, vlogami z mejkapem i blogami modowymi. Szlak!
2. Zakończyłam w pizdu niewygodny, do szpiku chujowy związek nie tylko z największym ever narkoalkoluzerem, ale też ze słabeuszem, jakim sama byłam w trakcie jego (rzeczonego związku) trwania. Dużo tu o tym było, więc nie będę Cię, drogi pamiętniku, zanudzać. Może kiedyś zrobię z tego poradnik albo scenariusz. Jest to jakaś opcja.
3. Pojechałam tam i siam. Przede wszystkim tam, w sensie: tam, gdzie bardzo chciałam, ale zawsze kurwa coś.
4. Zmieniłam pracę. Raz z chujowej na nudną, po raz drugi z nudnej na bardzo spoko. Dzięki temu rozwijam się, uczę nowych rzeczy, wkurwiam, pędzę, poznaję ziomków i patałachów, tworzę chaos, ogarniam chaos, huśtam się na przygodach, a w domu mogę mieć spokój i czil.
5. Polubiłam siebie na maksa w chuj. I jest to piękne.

To piąte okazało się najważniejsze, bo dzięki temu polubieniu mogę przyjaźnić się ze sobą i z innymi, a przyjaciół mam, trzeba przyznać, zacnych. Efektem ubocznym wszystkiego okazała się też miłość, która przyszła nieoczekiwanie, zupełnie nieproszona, a nawet niechciana. Jakoś tak nieudolnie próbując się od niej odwrócić plecami, dałam się trochę bezwiednie, a trochę jednak z zaciekawieniem porwać, co na tę chwilę cieszy mnie niezmiernie.

Dziś dotarło do mnie, że najwyższa pora na jakiś nowy cel. Problem jednak w tym, że mam wszystko, czy też nie brak mi niczego. Nooo wiadomo, hajsu i baunsu nigdy dość, podobnie jak książek, kosmetyków i ciuchów, ale tak szczerze przed lustrem, prosto w twarz mogę powiedzieć sobie, że jestem szczęśliwa. Tak oto formułowanie celu się komplikuje. Mam wszystko, jest mi dobrze. Jednak bez celu, jak to spece od zarządzania ustalili - się nie da. Zatem, zgodnie ze sztuką wyznaczam sobie coś realnego, mierzalnego i ambitnego. Nowy projekt:


czas operacyjny: 11 miesięcy

ready, steady, go! 
plus niespodzianki po drodze 
(mam nadzieję)